O MNIE ...
nick:
Flash
miasto: Gdańsk INFORMACJE
wszystkie km:
118629.26 km w terenie: 18344.86 rekord dobowy: 705 km SZUKAJ
ARCHIWUM
2022, Styczeń (1, 0)
2021, Kwiecień (1, 1) 2021, Luty (4, 1) 2021, Styczeń (8, 4) 2020, Grudzień (1, 4) 2019, Styczeń (3, 1) 2018, Grudzień (1, 0) 2018, Lipiec (1, 0) 2018, Maj (3, 1) 2018, Kwiecień (10, 1) 2018, Marzec (3, 1) 2017, Grudzień (3, 0) 2017, Październik (1, 0) 2016, Czerwiec (9, 7) 2016, Maj (2, 0) 2015, Maj (1, 4) 2014, Październik (4, 3) 2014, Wrzesień (11, 1) 2014, Sierpień (8, 0) 2014, Lipiec (14, 7) 2014, Czerwiec (6, 0) 2014, Maj (5, 5) 2014, Kwiecień (3, 1) 2014, Marzec (3, 2) 2014, Luty (1, 1) 2014, Styczeń (1, 4) 2013, Grudzień (1, 0) 2013, Listopad (6, 8) 2013, Październik (24, 77) 2013, Wrzesień (19, 8) 2013, Sierpień (21, 21) 2013, Lipiec (27, 23) 2013, Czerwiec (25, 51) 2013, Maj (21, 39) 2013, Kwiecień (13, 43) 2013, Marzec (7, 27) 2013, Luty (2, 11) 2013, Styczeń (17, 99) 2012, Grudzień (10, 68) 2012, Listopad (12, 43) 2012, Październik (12, 39) 2012, Wrzesień (25, 67) 2012, Sierpień (24, 52) 2012, Lipiec (20, 50) 2012, Czerwiec (20, 100) 2012, Maj (28, 455) 2012, Kwiecień (22, 48) 2012, Marzec (9, 37) 2012, Luty (2, 7) 2012, Styczeń (2, 8) 2011, Grudzień (6, 27) 2011, Listopad (20, 33) 2011, Październik (19, 50) 2011, Wrzesień (16, 33) 2011, Sierpień (23, 119) 2011, Lipiec (28, 63) 2011, Czerwiec (26, 63) 2011, Maj (24, 47) 2011, Kwiecień (33, 58) 2011, Marzec (23, 29) 2011, Luty (16, 38) 2011, Styczeń (8, 22) 2010, Grudzień (4, 7) 2010, Listopad (25, 85) 2010, Październik (20, 73) 2010, Wrzesień (31, 47) 2010, Sierpień (34, 67) 2010, Lipiec (4, 28) 2010, Czerwiec (12, 47) 2010, Maj (29, 71) 2010, Kwiecień (27, 120) 2010, Marzec (19, 121) 2010, Luty (4, 31) 2010, Styczeń (19, 153) 2009, Grudzień (17, 71) 2009, Listopad (3, 18) 2009, Październik (16, 45) 2009, Wrzesień (25, 122) 2009, Sierpień (30, 89) 2009, Lipiec (33, 143) 2009, Czerwiec (27, 140) 2009, Maj (2, 79) 2009, Kwiecień (28, 137) 2009, Marzec (23, 68) 2009, Luty (23, 57) 2009, Styczeń (21, 91) 2008, Grudzień (22, 162) 2008, Listopad (21, 166) 2008, Październik (24, 170) 2008, Wrzesień (23, 131) 2008, Sierpień (26, 99) 2008, Lipiec (30, 213) 2008, Czerwiec (27, 167) 2008, Maj (26, 105) 2008, Kwiecień (20, 195) 2008, Marzec (12, 114) 2008, Luty (17, 154) 2008, Styczeń (16, 126) 2007, Grudzień (13, 171) 2007, Listopad (8, 64) 2007, Październik (15, 174) 2007, Wrzesień (14, 46) 2007, Sierpień (14, 66) 2007, Lipiec (16, 26) 2007, Czerwiec (10, 10) 2007, Maj (21, 75) 2007, Kwiecień (10, 2) 2007, Marzec (7, 0) 2007, Luty (5, 0) 2007, Styczeń (11, 0) WYKRES ROCZNY
Po raz kolejny chciałbym szczerze podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do wygrania i zrealizowania mojego projektu Dookoła Europy z Idee Kaffee, głosującym na mnie, wspierającym mnie, wytrzymującym moje zmiany koncepcji, pomagającym w przygotowaniach i w trakcie wyjazdu, wszystkim, którzy mnie gościli na trasie lub po prostu się uśmiechali, firmie Idee Kaffee za zorganizowanie tak ciekawego konkursu, studiu zdrowia i urody Marrakesh za profesjonalną depilację i innym, o których zdarzyło mi się pominąć...
Właśnie dobiegła końca druga edycja Idee Kaffee Challenge. Decyzją internautów, jak i jury wygrał Bartosz Mazerski, który postanowił pobiec w maratonie na Antaktydzie. Gratulacje! :) Planowany start: marzec 2014... szczegóły na stronie konkursu Piątek, 30 kwietnia 2010, temperatura: 15.0
dystans: 318.49 (0.37) km, czas jazdy: 10:29 Klątwa dnia 30 kwietnia...Rok temu wylądowałem w szpitalu, w tym roku też nie dojechałem do celu, ale to czysty zbieg okoliczności... nie ma mowy, abym za rok siedział w domu przed telewizorem :P Rano wychodzę o 6 z domu i jest... 14 stopniu ciepła! :) Stosowny ubiór to na krótko i nic więcej, tak samo jak roku temu, Lucky Rider :P Ciepło, a ciągu dnia zgodnie z prognozą było jeszcze cieplej, jedynie w czasie deszczu/ulewy chłodniej. Z Trójmiasta przez Sopot (Reja), na Chwaszczyno... i odruchowo przelatuję rondo w kierunku Szemudu, hehe, ach te przyzwyczajenia :P Po małej modyfikacji trasy "lecę" na Żukowo całkiem przyjemnym tempem, ale przede wszystkim bardzo delikatnym, bo założenie było takie aby do Kościerzyny dojechać na 9:15 minimalnym, a najlepiej zerowym wysiłkiem,, a gdyby tempo było za słabe, to mniej postojów... no, ale dyspozycje dnia miałem całkiem dobrą, tak, że nawet zagapiając się i wydłużając trasę dojeżdżam do Kościerzyny o czasie, no może 1-2 minuty po... bo w jednym ze sklepów za długo czekałem na obsługę... no, ale gdy zobaczyłem taaaakiego banana, to stwierdziłem, że muszę go mieć ;) Miedzy Chmielnem, a Rębiechowem... Tak jak wczoraj pisałem, do Kościerzyny wybrałem się, aby objechać trasę Kaszebe Rundy (215 km). Oznakowania obecnie są słabo widoczne, zwłaszcza w deszczu, ale trzeba się spodziewać, że przed oficjalnym startem imprezy, zostaną odmalowane. Po drodze, Małe Swornegacie: Trasę udało mi się objechać bez błądzenia, wyszło dokładnie 215 km :) Ostry zakręt przed Laską jest pokryty sporą ilością piasku, tak, że nawet zwalniając (wiedziałem czego się spodziewać), driftingiem walczyłem aby nie zaliczyć lotu w objęcia drzewa. Tradycyjnie w okolicach Laski zabrakło mi picia, ale tym razem sklep był otwarty... szkoda tylko, że tuż za nim zaczyna się podjazd, którego normalnie można by zaliczyć z rozpędu.. i dopiero dalej powalczyć z płaską częścią tego podjazdu... aczkolwiek prawie wszystkie podjazdy na trasie Kaszebe Rundy można zaliczyć do płaskich. Trasa bardzo urozmaicona, przyjemna.. jedynie sporo samochodów ciężarowych o kiepskiej kulturze jazdy jest na trasie od Charzykowych do Rekowa. Aczkolwiek miałem mały wyścig z TIRem na bardzo krętym, dziurawym, ale i całkiem szybkim odcinku do Studzienic. Długo nie mógł mnie wyprzedzić, a później uciec. Do tego po drodze do walki włączył się deszcz, przechodzący w ulewę przyjemnie chłodził mięśnie przy prędkościach nie schodzących poniżej 40... a ten wachlarzyk wody powstający przy oponie... ech, mogłem zrobić zdjęcie chociaż telefonem... Między Charzykowym, a Rekowem: Toaleta za Studzienicami ;) Hej, to pode mną to kałuża :P BTW, ktoś tu chciał fotkę z łydkami, więc proszę bardzo :P (tak naprawdę chciałem sfotografować okulary w odbiciu, no ale odbicie za słabe) Od Parchowa było z wiatrem, więc szybko zleciało, aczkolwiek do Kościerzyny wróciłem dopiero po 17... ech te kolejki w sklepach i dumanie nad GPS'em. Fotka z trasy... Aby nie wracać ta samą drogą, oraz aby nie wracać główną, postanowiłem pojechać kawałek na Przywidz, następnie na Skarszewy, Tczew i Gdańsk... ale za Małym Klinczem strzeliła mi przednia dętka i opona. Miałem zapasową dętkę, ale opony nie... ruszyłem się z buta w kierunku Przywidza (jakieś 18 km), gdzie akurat brat ze znajomymi sobie odpoczywał przy piwku. Szedłem tak godzinę, gdy nagle zatrzymała się jedna z ciężarówek (do których machałem). Podbiegłem i wrzuciłem rower na pakę. Uprzejmy pan bezinteresownie podwiózł mnie do Pruszcza Gdańskiego pod sam dworzec PKP, a dalej do Gdańska na stalowych kołach... ale wcześniej w ramach godzinnego czekania skusiłem się na Diabelską Pizzę. Bardzo pikantna, na dodatek z sosem meksykańskim :) Jeszcze raz dziękuję kierowcy z Nowego Dworu Gdańskiego, nie tylko za transport, ale i przyjemną rozmowę o kolarstwie, no i kilka łyków wody mineralnej :) Autostop, fajna sprawa... ale jeszcze fajniej jechałoby się tą drogą rowerem :P przeciętna kadencja = 77 Gdyby nie defekt roweru byłoby ponad 400 km w około 13 godzin... no cóż, przynajmniej nie zdążyłem zmęczyć nóg :) Czwartek, 29 kwietnia 2010, temperatura: 12.0
dystans: 67.37 (50.37) km, czas jazdy: TPK zamiast pracy :)Zapomniałem, że mam dziś na 15 do pracy... i pojechałem na 7... i to nawet wcześniej niż zwykle. Hmm... skoro już jestem na rowerze, to postanowiłem sobie pojeździć. Na azymut do lasu, jeden podjazd, drugi, trzeci, kolejno także coraz fajniejsze zjazdy. Kawałek czarnym szlakiem odbijając z niej w co ciekawszą ścieżkę. W pewnym momencie wpadłem na pomysł, aby odwiedzić sklep rowerowy w Gdyni, tj. początkowo chciałem zajechać do Wrzeszcza, ale to jakoś tak za blisko... w każdym razie, jeśli do Gdyni to oczywiście żółtym (Trójmiejskim) szlakiem, jednym z najładniejszych i najbardziej urozmaiconym. Podjazdy, zjazdy, singielki, piaski, mostki, strumyczki, jeziorka, korzenie, ech... bardzo przyjemnie się jechało, mimo opadającej sztycy i luźnego bloku w prawym bucie. Z jednym i drugim się pożegnałem w Gdyni. Poza nowym, lżejszym zaciskiem do sztycy (14 zł) zakupiłem także Topeak BarXtender, świetny gadżet. Jeśli będzie dobra pogoda to w niedzielę go przetestuję :) Powrót z Gdyni na skróty, przez klify i lasy nadmorskie z slalomem miedzy drzewami :) Kilka fotek z telefonu, bo do pracy nie wożę aparatu... 1. Jedno z kilku powalonych drzew: 2. Jakiś wandal zamalował szereg oznaczeń żółtego szlaku: 3. Bardzo fajny singielek na żółtym szlaku :) Czwartek, 29 kwietnia 2010, temperatura: 11.0
dystans: 4.37 (1.00) km, czas jazdy: Do pracy i z powrotem...Do pracy pojadę i wrócę oklepaną ścieżką :P Trasa Kaszebe Runda, którą planuje jutro zaliczyć. Środa, 28 kwietnia 2010, temperatura: 14.0
dystans: 37.69 (12.34) km, czas jazdy: Praca + serwis + z kolegąTrochę po mieście, trochę off-road'u, no i moich single tracków :) (Tak jak Damian ma swoje górki, Sabinka swoje bagna... ja mam singielka) Pierwsze 5-6 km zrobione tylko prawą nogą (prędkości od 15 do 23 km/h). W planach był odbiór nagród za konkurs fotograficzny, ale praca, która przy okazji przyprawiła mi nieco nerwów (a raczej człowiek, z którym muszę do 20 maja pracować), zabrała mi tyle czasu, że nie miałem czasu jechać, więc co i jak napiszę dopiero, gdy już zbiorę łupy. Mała (być może nie taka mała, ale na razie wszystko się trzyma) awaria korby prawie pokrzyżowała mi plany na popołudnie, ale jakoś doturlałem się do serwisu "Na Wysepce" i dalej już popedałowałem obiema nóżkami. Na Zaspie spotkałem się z Michałem, kolegą ze studiów i razem pokręciliśmy trochę po ścieżkach i dróżkach nad morzem. Kolega od tygodnia ma swoje pierwsze SPD'y i nieźle sobie radzi, chociaż kondycyjnie jeszcze trochę ma przed sobą do przepracowania :) Pod Wieczór jeszcze do znajomego pogadać głównie o rowerach... napisałem "głównie", chociaż nie pamiętam żadnych nie-rowerowych tematów :P Poniedziałek, 26 kwietnia 2010, temperatura: 13.0
dystans: 14.37 (3.37) km, czas jazdy: 00:36 Do pracy i z powrotem...Wracając z pracy zaliczyłem miejskie wyścigi, chociaż się o to nie prosiłem... jadąc spokojnie do stacji przy Operze, wzdłuż Grunwaldzkiej mija mnie chłopak na góralu i spoko, niech sobie jedzie, ale rozglądając się za mną dał mi do zrozumienia, że się ze mną ściga... a ja myślałem, że po prostu jechał szybciej... Zmiana biegu i chłopak zostaje z tyłu. Za światłami sytuacja sie powtórzyła. Do domu wzdłuż Hallera jechałem już szybciej, bo bez wiatru w oczy... za mną ustawiło się w tunelu 2 bikerów i po jakimś czasie obaj ścigając się wyskoczyli do przodu, patrząc, czy ich doganiam, ale jak miałem doganiać, gdy jechałem swoje 26, a oni nieco ponad 30. Zlewałem to do czasu pojawienia się na ich minach szyderczego uśmiechu. W końcu się wkurzyłem i wrzuciłem blat... w mgnieniu oka na liczniku pojawiło się 43, a ich miny już nie były takie wesołe.. po kilku sekundach jechałem już w osamotnieniu. Dogonili mnie dopiero na światłach, bo zatrzymałem się na czerwonym. Mimo iż za światłami ruszyłem powolutku nawet nie śmiali się mnie wyprzedzać... no, nie drażnić lwa. Lubie sobie pozamulać, ale jak ktoś się chce ścigać, to ja bardzo chętnie podejmuję rękawice :) Niedziela, 25 kwietnia 2010, temperatura: 15.0
dystans: 99.37 (80.37) km, czas jazdy: 04:27 Skandia MTB - ChodzieżStart od dawna planowany, w zasadzie przypadkowo, po prostu znajomi kiedyś byli i skoro wybierają się tam regularnie, tzn. że może być tam fajnie, więc i ja bym się chętnie przejechał :) Dane maratonu z mojego licznika: dystans = 87,14 (w terenie około 80, może jednak mniej) prędkość maksymalna = 53,4 (pewnie na jednym z szalonych zjazdów) średnia prędkość = 22,8 (ale cienizna!) czas jazdy = 3:48:33 (byłoby lepiej, gdybym nie musiał zatrzymywać się na podnoszenie sztycy, przez którą także spadała efektywność pedałowania, a wiec jechałem wolniej, niż bym normalnie jechał) Trasa ogólnie pagórkowata, miejscami bardzo płaska, urozmaicona, z miejscowym obfitym występowaniu piachu, na podjazdach i na zjazdach (zapewne widziały nie jednego "dzwona"), ale mi on nie przeszkadzał, moje opony (Kenda Karma) dobrze sobie z nim radziły :) W zasadzie zaczęło się od tego, że zapomniałem okularów... a przydałyby się na tak zakurzonej trasie. Do Chodzieży pojechaliśmy o 5:35 spod Hali Olivia, by na miejscu być kilka minut przed 10, oczywiście można by szybciej, ale po co? Jechaliśmy z składzie, Michał (Batik), Piotrek (Piter), dziewczyna Michała jako kibic i ja. Wracaliśmy zresztą w tym samym składzie, ale zupełnie inną trasą. Na starcie maratonu czułem się zagubiony, nie wiedziałem gdzie się ustawić.. w pierwszej linii, razem z tymi cyborgami? Szukałem miejsca w dalszych sektorach, ale oświecono mnie, że skoro startuję na najdłuższym dystansie to powinienem startować z pierwszego sektora. Tylko jak się tam dopchać? No, wrzuciłem rower przez barierki, po czym sam też pokonałem te wysoką przeszkodę, a w ślad za mną kilka innych osób. No i start... wszyscy ruszyli jakoś tak leniwie, więc pomyślałem, że to taka rundka honorowa i nie ma się co pchać do przodu, a tu nagle widzę, że stawka sie wydłuża... więc zaczynam przyspieszać, ale co straciłem na leniwym początku to już stracone... cisnę, i jednych wyprzedzam, a innych jakbym nie doganiał. Albo za ostro zacząłem gonić i nogi mi zastrajkowały, albo było o zmęczenie wynikające z dłuższej jazdy w środę... w każdym razie postanowiłem pojechać na pół turystycznie, spokojnie.. byle dojechać do mety :) Chodzież to był swoisty poligon doświadczalny... pierwszy raz ze sztycą bez set-back'u, pierwszy raz z pedałami Exustar, pierwszy raz w nowych butach do MTB z karbonowa podeszwą, pierwszy raz od pół roku z amortyzatorem, pierwszy raz na nowej kierownicy, z nowymi mniejszymi rogami i piankowymi chwytami, na korbie XT... w skrócie mogę powiedzieć tylko tyle, że wszystko zdało egzamin... nawet sztyca, która zapadała mi się totalnie o 3-5 cm na odcinku 2-4 km, przez co musiałem zatrzymywać się ponad 20 razy i ja poprawiać, masakra... w takich warunkach ciężko mówić o ściganiu się, walczyłem głównie z tym, aby pokonać trasę w limicie czasu... jeśli jakiś w ogóle przewidziano :P Ostatecznie szacuje, że czas 3:30 byłby w moim zasięgu, gdyby nie niektóre okoliczności. Tytle ludzi tak się na rozpisywało o trasie, więc ja dodam tylko tyle, że bardzo mi się podobała, mimo kilku miejsc, które niekoniecznie mi się podobały :P Za rok jeśli znowu pojadę do Chodzieży na pewno poprawię ten wynik: GRAND FONDO, 25 miejsce w generalnie i 14 w swojej (najliczniejszej) kategorii M-2 Znajomość trasy sporo pomaga, wystarczy chyba, że wspomnę iż część terenową na pierwszej pętli pokonałem niemal wyłącznie z środkowej tarczy, a druga pętlę w większości z blatu osiągając miejscami wyższe prędkości. Cała trasa była do pojechania bez użycia najmniejszej tarczy... i bardzo dobrze, bo akurat przedniej przerzutki nie zdąrzyłem wyregulować :) Specjalne pozdrowienia dla kibiców i zawodnika nr 2863 (jeśli dobrze pamiętam). :) Z grona Bikestats wiem, że startowali: bikergonia (wygrała swoją kategorię) - gratulacje! piter1981 (przyjechał pół godziny za mną) toivlas - dobra lokata! ... chociaż gdyby nie ta moja sztyca... Czwartek, 22 kwietnia 2010, temperatura:
dystans: 103.37 (0.37) km, czas jazdy: 03:25 powrót z MazowszaMarianów - Warszawa - Marianów - Warszawa Ogólnie przedłużyła mi się wizyta u rowerowej rodziny z Marianowa i bardzo miło to wspominam. Z Damianem pozwoliliśmy sobie na extra trening... w bilarda. Po drodze, jeżdżąc sobie po okolicy 2 razy złapało mnie gradobicie, ale spoko ;) Środa, 21 kwietnia 2010, temperatura: 7.0
dystans: 366.81 (0.04) km, czas jazdy: 11:25 Wyścig z cieniem w cieniu "Burzy"Trasa: Gdańsk - Czeczewo - Kamień - Brodnica - Marianów :P Tak jak napisał Damian prognozy się sprawdził i zagrzmiały białe błyskawice. Równie ładnie opisał sposób powstania naszej ustawki, jak i moją formę :P Ze swojej strony dodam, że miałem znacznie więcej szczęścia do pogody, od samego domu natrafiałem na lokalne kałuże, a czołowy wiatr wiał mi w sumie tylko na kilkunastu kilometrach. Nie wybrałem najkrótszej możliwej drogi, bo wyjechałem wystarczająco wcześnie, bo o 5. Pewnie wyjechałbym jeszcze wcześniej, ale na 2 minuty przed wyjściem zorientowałem się, że mam całkiem rozładowany telefon. W sumie mogłem się ogolić, ale wolałem sprawdzić prognozy ICM, po których analizie wiedziałem, że jeśli do Dolnej grupy utrzymam średnią prędkość na poziomie 29 km/h to u celu będzie ponad 30... ale w życiu nie spodziewałem się, że będzie ponad 32 :) W drodze do Brodnicy zatrzymałem się 4 razy na opróżnienie pęcherza, raz na zakupy i kilka razy na światłach. Jechało się łatwo, bo z pamięci. Jakość dróg w porównaniu do tego, co było jeszcze niedawno, ze 2-3 lata temu poprawiła się kolosalnie na tej trasie... kto wie, może zacznę regularnie wpadać na obiad do Brodnicy (182 km). Jazdę uprzyjemniał/urozmaicał mi czas, wyścig z cieniem, łeb w łeb :) Z Damianem miałem spotkać się o 12 na rynku w Brodnicy, więc wystarczyłoby mi wyjechać o 6... jednak przed spotkaniem chciałem odwiedzić ciocię i wujka, którzy niedawno obchodzili kolejną rocznicę ślubu. W międzyczasie zadzwonił Damian komunikując, że ma pewne opóźnienia, dlatego spotkamy się gdzieś na drodze do Rypina. Zdążyłem jeszcze zjeść obiadek taki, że na ciasto zabrakło miejsca, sic! "Burza" w Płocku (pożyczone od DMK... jak wrócę do domu, to być może wrzucę kilka swoich zdjęć z telefonu, bo na aparat zabrakło miejsca w kieszonkach) Wyjeżdżając z Brodnicy łapie mnie deszcze, dość intensywny i w zasadzie już zwalniałem, aby się zatrzymać i założyć przeciw-deszczówkę, gdy nagle wjechałem na suchy asfalt. Zresztą często dziś tak mieliśmy, w każdej chwili można było spodziewać się deszczu, jak i słońca po kilku sekundach, ale "Burza" trwała cały czas. W miarę częste zmiany, raz takie sobie, raz mocniejsze, byle się nie forsować. W Marianowie przywitali nas: Sabinka, Marcelek i Nuka :) Bardzo udana wycieczka. Pewnie zrobilibyśmy jeszcze ze 100 km, ale celem był dom Damiana, a to tak blisko, za blisko, na niewiele się zdało kilka niewielkich wydłużeń trasy. Najważniejsze, że DMK poprawił swoją życiówkę, Gratulacje! :) Cóż, może ja też kiedyś poprawię swoją życiówkę? :) Przeciętna kadencja = 78, ale gdyby nie jazda na kole byłoby ponad 80. Poniedziałek, 19 kwietnia 2010, temperatura: 37.0
dystans: 0.00 (0.00) km, czas jazdy: Urodzinowy truchcikPrezentowane niedawno buciki do biegania były prezentem urodzinowym, więc drobnym nietaktem byłby dzisiaj brak aktywności ruchowej... tylko nad morze i z powrotem, w takim pośpiechu, że nawet bez rozgrzewki, zresztą tempo było tak leniwe... :) Dostałem także kilka drobiazgów rowerowych, m.in. buty, pedały, okulary, kierownicę, koszyk na bidon... ale tylko za okulary nie musiałem płacić :P Dziękuję za pamięć, życzenia i prezenty :) Miałem jeszcze wyjść na rower, ale chyba zabraknie mi czasu... teraz sobie macam nowe zabawki :) Niedziela, 18 kwietnia 2010, temperatura: 10.0
dystans: 175.37 (0.37) km, czas jazdy: 05:45 Szosowa wycieczka do GniewinaPlany na dzisiaj miałem zupełne inne od dłuższego czasu, ale z powodu drobnych problemów z góralem postanowiłem wybrać się na przejażdżkę szosową. Uwzględniając dystans, silny wiatr, podjazdy i wzniesienia, wczorajszą ustawkę... założyliśmy sobie skromną prędkość średnią 28 i powrót o 15. Częste i w miarę równe zmiany zaowocowały lepszymi niż by się mogło wydawać prędkościami, ale czasowo spóźniliśmy się o jakieś 20 minut, głównie przez problemy z dostaniem się na teren wieży widokowej w Gniewinie... po drodze zaliczyliśmy także przerwę na sesję foto, drobne naprawy/regulacje, no i minutę ciszy, chociaż ciężko wycie syreny nazwać ciszą. Był to chyba sygnał pogrzebu pary prezydenckiej, albo końca żałoby narodowej. W każdym razie od tego miejsca ładnie pocisnęliśmy. W Kamieniu Piotrek stwierdza, że zaczyna go odcinać od prądu, więc dalej jadę już tylko z Adamem. Temperatura... rano było 7 stopni, a teraz (godzina 15:30) jest 16. Trasa: Gdańsk - Sopot - Chwaszczyno (spotkanie, choć razem jechaliśmy już od Osowej) - Kielno - Szemud - Wejherowo - Krokowa - Żarnowiec - Wierzchucino - Brzyno - Nadole - Gniewino - Rybno (oj, masakryczne dziuro-asfalt i to na zjeździe) - Kniewo - Zelewo - Kochanowo - Luzino - Robakowo - Sychowo - Milwino - Częstokowo (syrena, przy okazji przejechałem się na karbonowej szosie Adama) - Głazica - Szemud - Kamień - Kielno - Chwaszczyno - Gdańsk (Adam urządza sobie rozjazdówkę wzdłuż Grunwaldzkiej, a ja jadę Kołobrzeską nad morze i dopiero na deptaku nadmorskim się trochę rozjeżdżam... zresztą takie tam tłumy, że inaczej byłoby bez sensu... ludzie mają pozamykane centra handlowe, to wreszcie wyszli na spacer). Wesoło było na zjeździe z Kamienia, tj. Adam wystrzelił do przodu, bo jakoś nie mogłem się rozpędzić powyżej 57. Tuż przed Kielnem zorientował się, że tracę do niego kilkanaście metrów i ta różnica nie ulega zmianie. Na chwile zwolnił nogę i w myk go dogoniłem, więc zapytał, co robiłem tam z tyłu? No, a co miałem robić, przełożenia mi się skończyły, z przodu mam blat z zaledwie 46 zębami i powyżej 53 to już kręcę młynek :) Tuż za najostrzejszym podjazdem dzisiejszego dnia i jednym z najostrzejszych na Pomorzu: Na karbonowym cudzie Adama :) Trochę wiało... Piotrek, ja i Adam... Średnia kadencja wyszła 78. PhotoBikestats coś nie działa :( Ewidentnie muszę trochę poprawić podjazdy, zwłaszcza te ostre. |