Po raz kolejny chciałbym szczerze podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do wygrania i zrealizowania mojego projektu Dookoła Europy z Idee Kaffee, głosującym na mnie, wspierającym mnie, wytrzymującym moje zmiany koncepcji, pomagającym w przygotowaniach i w trakcie wyjazdu, wszystkim, którzy mnie gościli na trasie lub po prostu się uśmiechali, firmie Idee Kaffee za zorganizowanie tak ciekawego konkursu, studiu zdrowia i urody Marrakesh za profesjonalną depilację i innym, o których zdarzyło mi się pominąć...
Właśnie dobiegła końca druga edycja Idee Kaffee Challenge. Decyzją internautów, jak i jury wygrał Bartosz Mazerski, który postanowił pobiec w maratonie na Antaktydzie. Gratulacje! :)
Planowany start: marzec 2014... szczegóły na stronie konkursu
Środa, 12 września 2007, temperatura: dystans: 261.12 (77.00) km, czas jazdy: 11:05
Czysta perfekcja :) Inaczej
Czysta perfekcja :) Inaczej nazwać się tego nie da. Na umówiony rajd z Czarnej Wody o 9:15 wyjechałem z domu o 5:50. Po drodze zatrzymałem się raz na światłach w Gdańsku,raz na światłach w Tczewie, oraz w Starogardzie Gdańskim, aby zdjąć nogawki.Także w Starogardzie zostawiłem za sobą grupę kolarską Discovery Chanel oraz Liquigas. Na chwilę nawet udało mi sie wbić między autobus tych ostatnich a ich samochody techniczne... i chwilę pociągnąłem za nimi przez miasto na czerwonych światłach. W każdym razie zwróciłem na siebie ich uwagę...ale bez skutku, nie podzielili się nadmiarem rowerów :P Miękkie faje pojechały autobusem do Chojnic :P Po drodze wyprzedziła mnie jeszcze grupa Lampre. Chyba wszystkie te grupy jakoś mnie pod motywowały, także jechało mi się dobrze... i do Czarnej Wody wjechałem jednocześnie z pociągiem, którym przyjechała Kasia. Na zegarze dworcowym wybijała właśnie 9:14.
Z Czarnej Wody ruszyliśmy Szlakiem Kamiennych Kręgów (zielony). Szlak ten miał kiedyś interesujący odcinek wzdłuż rzeki Wda... i tak też było na mapie, ale oznakowania na drzewach tego nie potwierdzały... ale i tak pojechaliśmy zgodnie z mapą. Tu mały off-road, aczkolwiek kiedyś tam droga może była :) Następnie Wda zakręcała, no i nami tez troszkę zakręciło, a braki perspektyw w poruszaniu się wzdłuż rzeki skłoniły do przedostania się na drugi brzeg wąziutkim mostkiem (tu Kasia o mało co nie wpadła do wody, ale ostatecznie do wody wpadło tylko kilka wafelków) do gospodarstwa. Gospodarz poinformował nas,w którym miejscu mniej więcej jesteśmy... i ruszyliśmy dalej.
W Klonowicach odzyskaliśmy szlak i dalej już nie było większych problemów. W Odrach zajechaliśmy do rezerwatu kamienne kręgi (nie było jeszcze kasjera, więc wstęp za darmo). Gdy wyjeżdżaliśmy, to okienko kasowe było już otwarte, więc szybko się ulotniliśmy, aby się nie przyczepił... No i znowu szlakiem... jeziora, łąki, lasy... i przejścia przez tory, chyba 3, w tym tylko jedno do przejechania.
Kawałek przed Gołuniem skręciliśmy na szlak niebieski, którym dojechaliśmy do Olpucha,tutaj mały popas i dalej w drogę. Slalom między jeziorami, następnie wzdłuż Wierzycy po drodze zahaczając o Zamek Kiszewski. Tu kawałeczek asfaltu: Boże Pole Szlacheckie, Góra. Poloną drogą na Koźmin, tutaj asfalt tylko przecięliśmy, na Jaroszewy, Czarnocin i do Skarszew,gdzie udaliśmy się na popas niemal królewski, w końcu na zamku. W sąsiedniej sali horda kibiców oglądała akurat mecz Polska-Finlandia (0-0,czym się tu podniecać?). Zapiekanka, herbata, spaghetti i barszczyk, ech...
Od Skarszew to już asfaltem, bez zbędnego kombinowania, bo powoli robiło się ciemno. Przez 27 km prawie cały czas z góry, nasze komputerki musiały tym razem troszkę szybciej popracować :)
W Tczewie było już całkiem ciemno, więc nie robiło mi już różnicy, czy na Gdańsk ruszę od razu, czy po małej przerwie. Postanowiliśmy ugotować dwie kolby kukurydzy, które zerwaliśmy gdzieś po drodze. Ale jak to się robi? Internet...i już wszystko wiadomo, do wrzącej wody i gotować przez 7-10 minut. Nasze kolby gotowały sie o godzinę dłużej, a i tak nie były ta miękkie, jak to oczekiwaliśmy... ale zjeść się dało :)
Do domu wróciłem przez Krzywe Koło. Dosłownie zero samochodów, więc spokojnie mogłem się zataczać, bo mimo prędkości w okolicach 30 km/h, zasypiałem na siedząco. W Grabinach Z. na przystanku autobusowym przespałem się z 15 minut i już w miarę prosto dojechałem do domu, ot co :).
Gadaj co chcesz, zjeść się dało :P Co do spania i roweru, to jakoś nie, przez pół godziny (z Tczewa do Grabin) nie widziałem żywej duszy, czy to na nogach, czy w samochodzie, gdzieś na polu tylko jakieś koty się chowały :P Bałem się że obudzę się o 6 rano wśród ludzi udających sie do pracy, ale najwyraźniej organizm sam kontrolował sytuację. Pamiętam, że kiedyś na peronie PKP przespałem 2 godziny (w środku dnia), byłem sam, więc nikt moich rzeczy nie pilnował, plecak leżał sobie obok na ławce, sakwa otwarta... a po przebudzeniu wszystko leżało nietknięte.... może po prostu mam fuksa :)
Kasia mieszka w Tczewie, więc zostawiłem ją w jej pokoju :) Co do zdjęcia, gdzie leży,to się po prostu źle poczuła po orzeszkach Biesiadnych. Tempo było dopasowane do jej obecnego stanu :)